Stażystka w fundacji Misja Służby Rodzinie

O kobiecie, o tym, jaka jest, wiele mówi zawartość jej torebki. Dzisiaj inwentaryzacja niedokończonych książek pani Marioli zawiodła mnie do jej torebek.
Kiedy zanik mięśni w prawej dłoni nie pozwalał jej przez jakiś czas utrzymać długopisu, nagrywała na nagrywarkę fragmenty książek, które potem przepisywał ktoś z wolontariuszy związanych z Misją. Nawet podczas tegorocznego wyjazdy do Eilatu, który polecił jej ortopeda właśnie ze względu na kręgosłup, pani Mariola nagrywała kolejne fragmenty książek, wręcz zasypując nimi Olę, która została w tym czasie w biurze Misji. Zawsze wyjazdy do Izraela planowali z panem Piotrem tak, żeby na część czasu wynająć samochód i odwiedzić bliskie im miejsca, a część czasu spędzić w hotelu w Eilacie, nad Morzem Czerwonym, i tam mieć przestrzeń na odpoczynek i pisanie książek.
Pamiętam, jak w ostatnich tygodniach pani Mariola kilkukrotnie powtarzała, że nie może się już doczekać, kiedy znowu będzie miała dość sił, żeby pisać albo nagrywać kolejne fragmenty książek, bo Polska czeka na te książki, te książki są w niej i trzeba je teraz tylko „urodzić”.
W torebce pani Marioli znalazłam m.in.:
• Książkę, którą aktualnie czytała – pani Mariola nigdy nie marnowała czasu. Czytała, pisała lub tłumaczyła książki nawet jeżdżąc samochodem po Warszawie czy czekając w kolejce do lekarza.
• Zakreślacze i paginatory – tym, co mnie zawsze poruszało, było to, że pani Mariola nigdy nie zachowywała tego co przeczytała wyłącznie dla siebie. W książkach zawsze zakreślała i zaznaczała najważniejsze fragmenty, a jeżeli coś ją szczególnie zelektryzowało, potem dzieliła się tym ze wszystkimi w koło.
• Atomizer z wodą różaną – był to jeden z charakterystycznych gadżetów pani Marioli. Wielu osobom woda różana kojarzy się z orientalnymi deserami, jednak ma ona też działanie antybakteryjne. Dzięki niej pani Mariola nie chorowała na noro- i rotawirusy, mimo że miała styczność z wieloma osobami.
• Wsuwki do włosów – pan Piotr zwrócił uwagę na panią Mariolę dlatego, że należała do „podzbioru” długowłosych blondynek (cóż, romantyzm studenta Politechniki). Pani Mariola z miłości do męża zawsze nosiła długie włosy (Pan Piotr obcięcie włosów przez kobietę na krótko uważa za barbarzyństwo), nawet ostatnio gdy podcinałam jej końcówki, upewniała się, czy aby na pewno nie ścinam więcej niż 2 cm. W ciągu ponad 30 lat małżeństwa nawet pan Piotr nauczył się pleść „francuzy”. Z kolei jednym z moich ciekawszych wspomnień jest to, gdy zaplatałam włosy pani Marioli czekając na odprawę na lotnisku w Izraelu.
• Kolczyki – pani Mariola nie wychodziła z domu bez kolczyków. Pamiętam jak wielokrotnie uczestniczyłam w przygotowaniach do publicznych wystąpień państwa Wołochowiczów i ważną ich częścią był dobór strojów, w tym biżuterii dla pani Marioli. Pani Mariola wspominała, że bardzo podziwiała Ingrid Trobish, która zawsze była niezwykle elegancka i poruszała się i mówiła jak dama.
Pamiętam też, że podczas doboru strojów ujawniała się jej ogromna miłość do męża. Pani Mariola czasem mówiła, że czegoś nie będzie zakładała, bo panu Piotrowi się to nie podoba albo tego nie lubi, bo jest nieprzyjemne w dotyku – a pani Mariola chciała, żeby mąż ją przytulał nawet podczas publicznych wystąpień.
Natomiast w torebce pani Marioli kosmetyki do makijażu znajdowały się bardzo rzadko, praktycznie tylko przy okazji publicznych wystąpień i uroczystości takich jak śluby. Wynikało to z dwóch rzeczy [sama nie wiem, która z nich była ważniejsza]: pan Piotr wolał żonę bez makijażu; jak miała puder na policzkach, to jej nie całował; pani Mariola miała już tak oczyszczony z toksyn organizm, że nawet z naturalnymi kosmetykami kolorowymi od razu walczył (jesteśmy świątynią Ducha Świętego i naszą odpowiedzialnością przed Bogiem jest zachować ją w jak najlepszym stanie).
Niezwykłe było patrzeć, jak państwo Wołochowiczowie nadal po tylu latach małżeństwa okazywali sobie czułość – trzymali się za ręce, pan Piotr całował panią Mariolę za każdym razem, gdy przychodził do pomieszczenia, w którym była (nie wstydzili się tego podczas publicznych wystąpień). Niemowlęta, gdy mają problemy z gazami, klepie się po pupie, pan Piotr zażartował nawet kiedyś, że dzięki niemu żona przez tyle lat małżeństwa nie miała takich problemów.
• Maseczka ochronna do sztucznego oddychania i ulotki ewangelizacyjne – to świadczy o sercu pani Marioli. Gotowa była zawsze ratować życie innej osoby czy to fizycznie (maseczka) czy duchowo mówiąc jej o Jezusie i o tym, że zbawienie jest darem od Boga dla każdego z nas. Nawet w wózeczku na zakupy czy w sakwach rowerowych pani Mariola miała zawsze ulotki ewangelizacyjne czy kieszonkowe wersje Nowego Testamentu, by rozdać je ludziom, z którymi by rozmawiała. Pani Mariola nawiązywała kontakt ze wszystkimi, czy to dozorczyni z bloku, w którym mieszkała, czy to kasjerka w Tesco, czy sprzedawczyni w sklepie z używaną odzieżą, której potem pożyczała książki chrześcijańskie, bo chciała w nią, jak to mówiła, „inwestować”. Pani Mariola autentycznie i na co dzień żyła wiarą i tą wiarą dzieliła się z ludźmi. Często nam się wydaje, że żeby ewangelizować ludzi, trzeba pojechać na misje. Pani Mariola swoim przykładem pokazywała, że żywą wiarą w Jezusa trzeba się dzielić z każdym, z którym w naturalny sposób mamy styczność.

 

Justyna, stażystka w fundacji Misja Służby Rodzinie